Mocno, eklektycznie i bez smęcenia – wywiad z Electric Chair
Adalbert: Pierwsze pytanie jest dosyć standardowe, chciałbym żebyście powiedzieli w jaki sposób doszło do założenia zespołu. To był chyba grudzień 2010?
Migdał : Grudzień 2010 to był czas, w którym rozstaliśmy się z zespołem Artrosis, ale zamysł Electric Chair powstał o wiele wcześniej, kiedy to po głowie chodziły mi różne pomysły i pisałem piosenki, które odkładałem do szuflady. Tak sobie pomyślałem, że mógłby powstać jakiś zespół, niekoniecznie pod taką nazwą (Electric Chair – przyp. Adalbert). Po prostu chciałem, żeby to był mój side project, według wymyślonych przeze mnie zasad produkcyjno-muzycznych. A że tak się stało, że rozstaliśmy się z zespołem Artrosis, a chcieliśmy z chłopakami grać dalej bo zgraliśmy się ze sobą bardzo, to projekt zaczął mieć rację bytu. Agata zgodziła się z nami śpiewać, bo też chodziło nam po głowie, żeby nie tylko być małżeństwem, ale też zrobić razem zespół. Był to tak naprawdę początek 2011 roku, kiedy to wszystko zaczęło działać.
Agata: Tak naprawdę historia zespołu, już z nazwą Electric Chair, sięgała jeszcze czasów Artrosis. To były takie rozmowy między nami, że fajnie byłoby coś zrobić wspólnie, nie do końca wiedzieliśmy, kto by tam miał jeszcze grać. Były typowane pewne osoby, ale tak naprawdę nie było na to czasu, ponieważ ja śpiewałam jeszcze wtedy w Akademii Muzycznej i byłam bardzo zajęta studiowaniem. Chłopacy mieli też dosyć napięty grafik w poprzednim zespole, z którym bardzo starali się coś zrobić. Tak naprawdę dopiero kiedy rozstali się z wokalistką wszyscy wspólnie podjęliśmy decyzję, że robimy pod nazwą Electric Chair, to co już gdzieś mieliśmy w zamyśle.
Adalbert: Już wtedy mieliście trochę materiału przygotowanego, prawda?
Migdał: Tak, to fakt, z jednej strony dlatego, że ja sobie jakieś tam piosenki do szuflady pisałem, nie wiedząc jeszcze co z tym będzie. Jak sytuacja zaczęła się krystalizować, zaczęło mi być milej, że jednak będę mieć ludzi, z którymi będę grał. Przy okazji rozstania z Artrosis piosenki mojego autorstwa przeznaczone dla tego zespołu z dobrodziejstwem inwentarza zabieram ze sobą. Nagromadziło się tego materiału trochę no i mamy nad czym pracować. Sam jesteś pewnie świadom, że to co zostało opublikowane w Internecie przez Electric Chair to single promujące zespół, a tego materiału jest o wiele więcej. Gramy na koncertach więcej utworów niż udostępniliśmy w sieci i przygotowujemy kolejne piosenki bo mamy plan, wydać płytę i istnieć jako regularny zespół, co w tej chwili nam dobrze wychodzi.:)
Adalbert: Była płyta Artrosis, która nie wyszła, a miała wyjść, pamiętam nawet, że parę lat temu w Bolkowie graliście nowy numer. Rozumiem, że ponieważ Ty i inni muzycy Artrosis, którzy odeszli z zespołu i sformowali Electric Chair byli za to odpowiedzialni, to część z tego została przejęta i zostanie jeszcze upubliczniona.
Migdał: Tak, graliśmy utwory (oczywiście mówimy tu o numerach mojego autorstwa), które w nieco odmienionej wersji istnieją obecnie w zespole Electric Chair.
Agata: Tak, ale nie można też mówić, że wszystko co gramy pochodzi od Artrosis…
Adalbert: Tak, jasne, pytałem tylko o same początki, bo miałem informację, że już Artrosis miało wydawać ten nowy album, ale już zostawiamy ten wątek. Na pewno jest to energetyczna, mocna muzyka. Jeśli chodzi o kawałki, które już opublikowaliście, to pojawił się taki kawałek jak „Like a cure”, który jest „mocno do przodu” i metalowy. Inne też są metalowe, ale na przykład „Luana”, czy kawałek „Inflamed. I’m unstoppable”, są trochę bardziej podniosłe, trochę więcej jest w nich takich momentów…
Migdał: Taki trochę rock progresywny z tego wyszedł…
Adalbert: … No i właściwie dla mnie to są takie dwa troszeczkę różne oblicza tego zespołu. W którą stronę to pójdzie, czy będzie trochę progresji, a trochę takiego grania „do przodu”, jak to pogodzicie?
Migdał: Założenie zespołu Electric Chair, w sumie od samego początku mojego pomysłu na ten band, było takie, że ma być to muzyka eklektyczna, czyli łącząca w sobie wiele gatunków, wiele stylistyk. Agata jest śpiewaczką operową, wykształconą wokalistką i można to wykorzystać, i wiele innych walorów jej głosu wszczepić do utworów. Jest to śpiewanie operowe, jest to śpiewanie rockowe, więc muzykę naszą można w jakiś szeroki sposób rozwinąć. Myślę, że duży wpływ na to ma nasze podejście. My po prostu traktujemy ten zespół jako kompletną przyjemność, chcemy, żeby utwory przynosiły nam radość, bo już nie jesteśmy młodzikami, którzy chcą się spinać, żeby nie wiadomo co wymyślić i nie wiadomo co komuś udowadniać. Chcemy grać muzykę dla siebie, która powoduje nam ciarki na plecach i najprawdopodobniej, jeśli nam spowoduje ciarki na plecach, to będzie też powodować ciarki na plecach innych ludzi. Nie chcemy wypuszczać i robić numerów, które nas nie kręcą, które są robione na siłę, które nie spełniają nas. Dlatego długo pracujemy nad utworami, do takiego kształtu je doprowadzamy, żeby były takie jakie chcemy. Musimy być do wszystkiego przekonani.
Agata: Przede wszystkim chcielibyśmy, żeby ta muzyka miała kopa. Obojętnie, w którą ze stron będzie się ona rozwijać, czy w stronę bardziej metalową, czy w bardziej podniosłą, nie ważne. Ważne, że piosenki mają mieć kopa i nie mają smęcić.:)
Adalbert: Jak na wokalistkę o wykształceniu klasycznym to dość ciekawe stwierdzenie. Chociaż wiem, że występowałaś na płytach Pathfinder, to jednak tam bardziej od tej strony operowej dajesz się poznać, natomiast tutaj jest różnie. Jednym razem bardziej klasycznie, innym razem, jak w kawałku „Like a cure” bardziej rock’n’rollwo. A tobie co bardziej pasuje?
Agata: Wszystko zależy tak naprawdę od utworu. Nie chciałabym przesycać naszej muzyki operowymi wokalami. Kiedy za dużo tego jest staje się to męczące dla słuchacza. Jest kilka takich zespołów gdzie frontmenkami są wokalistki operowe i jak one śpiewają ciągle w ten sam sposób, to po prostu jest to mdłe. W zespole Pathfinder udzielam się typowo gościnnie, chociaż jestem z nimi związana tak naprawdę od podstaw. Jeśli chodzi o nagrania, robię dla nich to, czego ode mnie oczekują. I są to właśnie najczęściej potrzeby „operowe”.
Migdał: No bo taka jest też stylistyka zespołu Pathfinder… Symfoniczny power metal.
Agata: W naszym zespole chcę robić to na co mam ochotę, tak jak czuję i nie chcę się zamykać w śpiewie operowym, bo jak powiedziałam, nadużywanie tego rodzaju wokalu staje się męczące. Mam dużo innych możliwości wokalnych, które chciałabym pokazać.
Migdał: Założenie eklektyzmu muzycznego w zespole Electric Chair powoduje, że te wszystkie rzeczy, które chcemy, żeby w naszej muzyce były, stają się realne. Agata to wszystko spina swoim wokalem, każdy z nas ma jakieś swoje fascynacje muzyczne, które może w swej grze i propozycjach przedstawić i wszyscy są zadowoleni. To jest taka najlepsza konkluzja zespołu Electric Chair, że gramy pozytywną muzykę dla siebie i dla innych i się z tego cieszymy. Po latach różnych dążeń, w różną stronę, w końcu gramy to, co chcemy.
Adalbert: Szczerze mówiąc, chyba nie ma w tej chwili w Polsce zespołu, który by takie różne stylistyki łączył, tak by grał i miałby taki wokal. Wspominacie, ze robicie to dla siebie, ale nie myślicie, że taka muzyka może się spotkać z pozytywnym przyjęciem, może nie z super komercyjnym sukcesem, ale że będzie o was głośno?
Migdał: Każdemu twórcy i muzykowi zależy, żeby jego muzyka dotarła do jak największego grona słuchaczy. My nie spotykamy się tutaj w studiu i na próbach tylko dla siebie. Jest to muzyka dla słuchaczy, którą się gra, żeby tym słuchaczom dać jakieś wrażenia i jakieś emocje. Bez tego w ogóle nie ma muzyki rockowej. Musi być ta interakcja między grajkami-muzykami, a publicznością, która na koncertach się objawia najbardziej. Kiedy z premedytacją grasz piosenki, które ci się podobają dla własnej przyjemności i widzisz też, ze dajesz tę przyjemność innym ludziom, którzy tę energię tobie z powrotem oddają i to jest niebywała frajda.
Agata: Ludzie reagują na koncertach niesamowicie, a zespół nie jest jeszcze znany. Graliśmy na różnych dużych koncertach, np. na dniach miast, gdzie przychodzili ludzie zupełnie z różnych kręgów, z różnymi zainteresowaniami muzycznymi, albo nawet bez takich zainteresowań i po prostu reagowali pozytywnie na naszą muzykę. I to było niesamowite.
Migdał: To było niesamowite, i to było tez ciekawym zjawiskiem psychologicznym, bo przyjechał zespół o tak zwanych korzeniach metalowych. Skaczemy po scenie, machamy włosami, robimy show rock’n’rollowe dla szeroko pojętej publiczności, nie ukierunkowanej na muzykę metalową, gotycką, czy rockową, którzy przyszli specjalnie posłuchać, ale też takich, którzy przyszli, bo coś się dzieje. Ta reakcja ludzi niekoniecznie związanych była dla nas chyba najbardziej ważna, ponieważ te dźwięki, które były dla tych ludzi na początku obce stały się ich dźwiękami, bo zaczęli się bawić, klaskać, krzyczeć, owacje na stojąco…
Adalbert: W sobotę też gdzieś graliście… (Wywiad przeprowadzony był we wtorek, cztery dni po owym koncercie – przyp. Adalbert)
Migdał: To był akurat koncert dla określonej publiczności, nie była to impreza otwarta. Był to koncert w Skoczowie z zespołem Batalion d’Amour…
Adalbert: Czyli jednak gotyckie klimaty…
Migdał: Tak, to są takie stare przyjaźnie – ja przynajmniej z zespołem Batalion d’Amour miałem dużo wspólnego ponieważ byliśmy w jednej wytwórni, pojechaliśmy razem na trasę, graliśmy wspólnie mnóstwo koncertów, a to jest taka miła i zwarta ekipa, z którą się fajnie współpracuje. Tym bardziej, że w branży jest mnóstwo różnych ludzi, a nie lubimy pracować z tymi, z którymi się nie da pracować, którzy robią trudności, którzy robią z siebie niewiadomo kogo. Mamy to już za sobą, jesteśmy na tyle doświadczonymi muzykami, że nam to jest niepotrzebne, żeby ktoś robił z siebie przy nas gwiazdę, powodując niesmak. Zespół Batalion d’Amour to starzy wyjadacze, którzy wiedzą na czym polega granie muzyki i nie podchodzą do tego z jakimś niezdrowym ciśnieniem. Po prostu jest fajne spotkanie, fajny koncert, fajna energia i dlatego w sumie już drugi raz z nimi gramy, a Agata już trzeci raz, bo występowała gościnnie w Poznaniu w dwóch kawałkach BdA. Jest to naprawdę czysta przyjemność z nimi grać. Taki był koncert w Skoczowie i poznaliśmy tam mnóstwo pozytywnych ludzi, z którymi naprawdę można konie kraść.
Adalbert: Wiem, że na takie pytania może jest za wcześnie, bo mówicie, że chcecie jak najlepiej dopracować swoje kawałki, ale album przygotowujecie. Znamy już fragmenty promujące, ale czy coś jeszcze moglibyście powiedzieć dodatkowo na ten temat.
Migdał: Gramy na koncertach również niepublikowane kawałki, w jednym jest więcej elektroniki, w innym symfonicznego grania, a jeszcze inny to odbicie w zupełnie inną, hard rockową stronę. Trochę jak Ozzy Osbourne, tylko, że Agata nie śpiewa jak Ozzy Osbourne, tylko jak Agata. Wracając do początku rozmowy – eklektyzm w muzyce Electric Chair będzie mocno odczuwalny. Powstają kolejne kawałki, myślimy, że już w 2013 roku sfinalizujemy płytę bo są ku temu przesłanki. Ustabilizował się skład, doszedł basista, który grał ze mną kiedyś w zespole Lebenssteuer (Hubert „Hubass” Walczak – przyp. Adalbert). Doszedł też drugi gitarzysta, Daniel Gola Patalas, który jest muzykiem zespołu Lombard. Bardzo zdolny muzyk i bardzo elastyczny człowiek stylistycznie, co bardzo odpowiada zasadzie eklektyzmu muzycznego Electric Chair. Mamy więc stabilny skład, kolejne piosenki w trakcie produkcji, myślę, że w przyszłym roku płyta będzie w końcu dostępna.
Agata: Nie będziemy jednak udostępniać w sieci więcej numerów przed premierą.
Adalbert: Prowadzicie już jakieś rozmowy na temat wydania tej płyty?
Migdał: Tak, od samego początku trwania zespołu te rozmowy są prowadzone. Z racji tego, że jesteśmy muzykami z jakimś bagażem doświadczeń to jest z kim rozmawiać, więc ta płyta na pewno pod jakimiś barwami się ukaże. Nie chcę o tym teraz mówić, bo nie ma żadnych konkretów, ale opcji jest dużo, tym się nie martwimy. Mamy własne studio, więc wszystko idzie do przodu.
Adalbert: To pytanie kieruję do Migdała: jesteś bardzo doświadczonym muzykiem, grałeś w mnóstwie projektów; w Aionie, Lebenssteuer, Artrosis. Jak postrzegasz sytuację na rynku muzyki ostrzejszej, niezależnej? Czy łatwo jest się przebić i wydać płytę?
Migdał: Sam wiesz o tym, że Internet jest medium, które nie istniało w takiej mierze jak teraz, wtedy kiedy ja zaczynałem grac. Rzeczywiście trzeba było uderzać do gazet i to było jedyne miejsce gdzie można było wypromować muzykę, obok telewizji i radia. Internet: Facebook, Myspace, Youtube to są takie środowiska, w których obecnie naprawdę łatwo jest promować muzykę. Fakt, że polska mentalność jest taka, że wszyscy chcieliby wszystko za darmo i ściągaliby mp3 nie płacąc. I to jest smutne. Na zachodzie nie ma takiej tendencji, tam zespoły umieszczają na iTunes utwory i są one ściągane odpłatnie i ten rynek istnieje. W Polsce jest gorzej pod tym względem. Ale promować siebie w Internecie można niebywale i uważam, że media typu radio, telewizja, gazety to jest 50% energii, które można wykorzystać na promocję, a Internet to jest drugie 50%, które mimo wszystko jest silniejsze. Jest tam mnóstwo ciekawych muzyki ludzi…
Adalbert: A jest trudniej się wypromować niż dziesięć lat temu?
Migdał: Łatwiej. Jest to o tyle wszystko łatwiejsze, że dostęp do instrumentów ludzie mają bezproblemowy, w sklepach stoją naprawdę świetne rzeczy do grania za niewielkie pieniądze. Nie ma tak jak my kiedyś, gdy graliśmy na jakichś starych, zakurzonych Eltronach, ledwo posklecanych gitarach, ogólnie na słabych instrumentach. Teraz jest naprawdę bardzo łatwo i stąd też tych zespołów jest dużo. Internet pomaga im promować swoją sztukę. Ludzie to weryfikują mając szeroki dostęp do muzyki i skalę porównawcza. Jeśli jest fajny zespół i gra ciekawą muzykę to ma tych słuchających więcej, a jeśli jest słaby band, to poza swoich znajomych nie wyjdzie..
Adalbert: Wracając do głównego wątku naszej rozmowy chciałbym powrócić do muzyki zespołu. Jakie są wasze inspiracje? Z tego co przeczytałem są bardzo różne – odgłosy jakie wydają tramwaje w Rzymie, chwila poznania twojej partnerki Agaty…
Migdał: Inspiracje muzyczne pochodzą od zespołów, które lubimy, i które nas kręcą, i też są to różne stylistyki. Agata jest osobą, która bardziej siedzi w muzyce powermetalowej i rockowej. Ja z kolei lubię rzeczy typu Clawfinger, Faith No More. Ale uzupełniamy się i lubimy wspólnie Dream Theater, Rammstein’a, Samaela`a i tak dalej. Wspomniałeś, że tramwaj rzymski, czy poznanie Agaty były bodźcami do tworzenia. Rzeczywiście te rzymskie tramwaje były niesamowite, bo jeździliśmy nimi po Rzymie cały tydzień i naprawdę one śpiewały i można było z tego zrobić fajny numer. Będzie taki właśnie kawałek na płycie, w tej chwili ma roboczy tytuł „Rzym”, ale najprawdopodobniej ochrzcimy go tytułem „Płoń”. Będzie jednym z niewielu numerów po Polsku…
Agata: Chociaż nie wiemy jeszcze czy nie powstanie dodatkowo wersja angielska, zobaczymy. Do wersji polskiej tekst napisany został przez Papę Mustę utalentowanego poznańskiego rapera. Uważam, że sedno sprawy ujęte jest właśnie po polsku. Ja po polsku pisać tekstów nie umiem, bo wychodzą banały, ale ten utwór po polsku jest po prostu świetny.
Migdał: „Papsonowi” się to udało, dostał podkład i napisał kawałek po polsku. Naprawdę to „żre” i jest to bardzo ciekawe, że człowiek, który robi na co dzień hip hop umiał się odnaleźć w takiej muzyce i napisać tekst.
Adalbert: Czyli nie macie ograniczeń w kwestii tego kogo zapraszacie do studia, byle było to ciekawe?
Migdał i Agata: Tak
Migdał: Studio nagraniowe jest miejscem, przez które przewija się mnóstwo muzyków, mnóstwo artystów, ciekawszych, lub mniej ciekawych. Od nich też można czerpać inspiracje: uczyć się postrzegania muzyki, dźwięków, wrażliwości. Nagrywają u nas w studiu ludzie ze środowiska hip-hopowego, ze środowiska rockowego, rocka alternatywnego, tak jak Muchy na przykład… czy popu nawet. Nagrywają jazzmani i black metalowcy. Ludzi jest mnóstwo z różnych stylistyk i jest tu zawsze miło i sympatycznie. Zawsze z nimi rozmawiamy. Opowiadają co chcą w swojej muzyce przekazać. Nagrywając ich, czuję ich muzykę, jakie emocje są w niej zawarte. Mogę przy okazji się przy nich nakręcić do tworzenia własnej muzyki.:)
Adalbert: Wspominacie, że teksty macie po angielsku raczej, a jak wiadomo „female fronted metal” jest na topie w Europe, myśleliście, żeby rzucić te nagrania gdzieś za naszą zachodnią granicę?
Migdał: To jest w tej chwili taka aktywna strona naszej działalności. Jest spore zainteresowanie ludzi z tamtych stron… „Metal Female Voices Fest” odbywa się w Belgii, spróbujemy tam zaistnieć w przyszłym roku, może nam się uda. Tam jest scena takiego grania, dość mocna i prężna i czujemy feedback. Przez to, ze Internet jest tak globalnie działający, gdzieś tam docierają nasze kawałki do ludzi. Przy okazji Agata jeżdżąc z Pathfinder ma okazję promować trochę zespół Electric Chair za granicą, to też zdaje duży egzamin, więc czujemy tam jakąś energię i potrzebę grania, będziemy tam działać.
Adalbert: Nazwa wasza nie jest typowa dla takiego grania.
Agata: A właśnie, to z przekory, nie chcieliśmy się zwać tak jak większość tych zespołów, których nazwa już wskazuje na to co tam dokładnie będzie. My nie chcemy być takim zespołem bajkowo-kobiecym
Migdał: Też gotyckim nie do końca, mimo naszych gotyckich korzeni. U nas tego mroku ma być mniej, chcemy wnosić dużo pozytywnej energii, uśmiechu, jasności.
Agata: A nazwa taka nie musi być.
Migdał: Nie musi, tym bardziej, ze charakter zespołu jest eklektyczny, nie wykluczone, że powstanie jakiś kawałek black metalowy, albo i gotycki sensu stricte.
Agata: Kawałek black metalowy mamy nawet w zarysie.
Migdał: Tak jest zalążek, zobaczymy co będzie dalej.
Adalbert: Gdzie będzie was można zobaczyć w najbliższym czasie na koncertach?
Migdał: 1 grudnia gramy w Kostrzynie Wielkopolskim, na „Rockowych Andrzejkach” z zespołem Hunter, bardzo fajna impreza, robiona przez alternatywnych organizatorów (koncert już się odbył – fotografia pamiątkowa powyżej – przyp. Adalbert). Mamy trochę planów na przyszły rok, ale po tym koncercie chcemy zluzować z występami, żeby się skupić na skończeniu płyty. Zostało już naprawdę niewiele, a z racji tej, że każdy z nas pracuje, jest gdzieś tam wobec kogoś zobowiązany, ma dzieci, co jest w rock’n’rollu rzeczą dość zajmująca czas. My mamy Zosię, córeczkę, perkusista ma córeczkę Zuzię, Gola ma dwóch chłopców, MacKozerowi urodził się wczoraj drugi syn, basista ma córeczkę, więc to wszystko powoduje, że na muzykę jest nieco mniej czasu niż u ludzi, którzy mają po dwadzieścia lat. Musimy więc znaleźć ten czasu poza koncertami, żeby dopiąć płytę do końca.
Adalbert: Na stronie Halotana promujemy głównie młode polskie projekty muzyczne. Co przekazalibyście wszystkim tym, którzy swoją muzykę dopiero zaczynają tworzyć w kwestii nastawienia do tworzenia i robienia tzw. „kariery” muzycznej, jeśli w Polsce można w ogóle o czymś takim mówić?
Agata: Pierwsza rzecz, którą mogłabym powiedzieć młodym ludziom to tyle, żeby robili swoje a nie kopiowali inne zespoły.
Migdał: To pierwsza rzecz, ale poza tym jak ktoś chce grać to niech to robi i rynek, czy scena sama zweryfikuje, czy robi to dobrze, czy źle. Ale jeśli muzyka ma mu przynosić satysfakcję, to niech to robi. Wychodzę z takiego założenia nagrywając w studio mnóstwo zespołów różnej marki i różnego poziomu. Nikomu nie staram się mówić „Stary, ty zajmij się czymś innym”. Przychodzi facet, który chce zapisać swoje dźwięki bo to lubi, to nie można mu tego odbierać, niech to robi – na maksa. Są ku temu możliwości, jest Internet, są rzeczy, na których można tą muzykę nagrać w prosty sposób i ludziom puścić. Niech grają.
Agata: Jest jeszcze jedna rzecz. Bardzo wiele zespołów na samym początku swojej działalności się zarzeka, że w Polsce jest beznadziejnie, że tutaj nie ma rynku, że się nic nie sprzedaje, że oni by chcieli na zachód i na zachód. A to nie do końca tak jest, bo w Polsce też można zrobić fajne koncerty i też ludzie na nie przychodzą. Zachód – owszem, świetnie, życzę każdemu grania na Wacken, ale wszystkie zespoły muszą się liczyć z tym, że najpierw trzeba w Polsce zaistnieć, na własnym podwórku. Oczywiście, że są zespoły, które są bardziej znane za granicą niż w Polsce, na przykład Pathfinder. Ale Pathfinder to też są muzycy niezwykle doświadczeni. To nie jest zespół, którzy stworzyli muzycy, którzy nigdzie wcześniej nie grali. W Polsce już dawno podziałali. Uważam, że nie można olewać polskiego rynku muzycznego.
Adalbert: Co byście chcieli na koniec przekazać czytelnikom naszego wywiadu, którzy na przykład dotrą po raz pierwszy o informacji o waszym zespole.
Migdał: Może powiemy o tym kawałku, który się ma na składance znaleźć (Halotana – przyp. Adalbert), bo jest to dość istotne. Nosi tytuł „Northern killing time Beyond the overwhealming heart” i jest to medley utworów zespołów, w których graliśmy. Aion, Pathfinder, Sacriversum. Jest to ukłon wstecz, do starych słuchaczy, a przy okazji i do nowych, którzy mogą poznać to co kiedyś robiliśmy jako grajkowie w dawnych czasach, a teraz powstał zespół, który spina to wszystko i robi coś nowego.
Agata: Chcieliśmy tym utworem oddać taki hołd. To jest super, że po tylu latach, w tylu różnych konfiguracjach, w tylu różnych innych zespołach zebraliśmy się w Electric Chair.
Migdał: Medley w wersji oficjalnej ma już określoną formę, ale ponieważ mamy w składzie dwóch członków Lombardu, jeden jest były, a drugi jest aktywny.
Agata: Ale oni w Lombardzie się nie spotkali…
Migdał: Dokładnie, w Lombardzie nigdy razem nie grali, a grają razem ze sobą w Electric Chair i najprawdopodobniej ten medeley koncertowo będzie rozwinięty o jakieś fragmenty muzyki Lombardu. Niekoniecznie z tych takich najbardziej znanych utworów typu „Przeżyj to sam”, czy „Szklana pogoda”, ale na pewno wrócimy do utworów, które są mniej znane, z tych czasów bardziej rockowo-metalowych. Oni wydając album „Deja-vu” chcieli przytupnąć mocniej i ludzie tego nie zrozumieli, a my tak. Jest jeszcze basista Hubass, który grał wcześniej ze mną w Lebenssteuer i być może się pojawi fragment kawałka tego zespołu.
Adalbert: Wychodzi na to, że naprawdę specjalny kawałek trafi na tę składankę.
Migdał: Bardzo specjalny i to jest przypieczętowanie tego, że popieramy wszelkie tego typu działalności, bo trzeba się wspierać, trzeba robić fajne rzeczy, a nie łazić i gadać bzdury (wspólny śmiech).