Przebłyski wśród cieni – wywiad z Lilly of the Valley
Adalbert: Jakie macie wrażenia po tym koncercie, który de facto otwierał całe Castle Party? Dosyć trudne zadanie, ale chyba poradziliście sobie świetnie, a publiczność była zadowolona.
Arachna: Było to dla nas coś niesamowitego, bo bardzo chcieliśmy tutaj zagrać. Jeśli chodzi o dźwięk, nagłośnienie, odsłuchy wszystko się zgadzało i nie mieliśmy żadnych problemów na scenie. Trochę było gorąco, ale fajna publika, fajnie się śpiewało.
Ewa: Ja byłam zaskoczona, że pierwszy dzień, pierwszy zespół, a tyle osób przyszło na koncert, spodziewaliśmy się mniejszej publiczności. Wydawałoby się, że czwartek, mało osób mogłoby pojawić się w klubach, czy na koncertach, a tu takie pozytywne zaskoczenie.
Kiras: Było fajnie, bez problemów technicznych, a jak było pod sceną nie wiem, bo byłem na scenie.
Adalbert: Repertuar koncertu był pół na pół, jeśli chodzi o proporcje między kawałkami z debiutu („Sounds of the moments”), a nowym albumem, który ukarze się niebawem, jak rozumiem?
Arachna: Dokładnie, mieliśmy trochę problemów. Najpierw miał wyjść klip (do „Call my name”) a potem płyta, ale ze względu na przeszkody natury technicznej wszystko się opóźniło. Płyta wyjdzie w sierpniu, będzie zatytułowana „Among the shadows”, będzie na niej dwanaście utworów. Pięć z nich już można było usłyszeć na dzisiejszym koncercie
Adalbert: A jaka będzie ta płyta? Ja co prawda już miałem okazję jej słuchać, ale czytelnicy naszej strony jeszcze nie…
Arachna: Druga płyta jest zdecydowanie bardziej dopracowana, spędziliśmy o wiele więcej czasu w studio na nagraniach, na szczegółach. Wielokrotnie podmienialiśmy sample, czasami nawet całe ścieżki, zmienialiśmy barwę, eksperymentowaliśmy z wokalami. Jeśli chodzi natomiast o ostateczne brzmienie krążka to za realizację i mix odpowiada Marek Wrona, z którym współpracujemy od samego początku, natomiast masteringiem zajął się tym razem Skon (Zowa-Studio). Zupełnie inne spojrzenie, które dało tutaj tę kropkę na i.
Adalbert: Mi się wydaje, że nie ma drugiego zespołu na polskiej scenie jak Lilly of the Valley….
Kiras: Nie, „się wydaje” tylko tak jest na pewno…
Adalbert: No właśnie.. Najczęsciej mamy metal z elementami gotyku, a tutaj mamy coś w kierunku darkwave pomieszanego z rockiem gotyckim. Czy tworząć Lilly of the valley wychodziliście już z takiego założenia, że chcesz uzupełnić pewną lukę?
Kiras: Założeniem było uzyskanie połączenia pomiędzy elementami elektronicznymi a rockiem gotyckim. Stąd te beaty, stąd ta gitara
Arachna:… stąd te arrpeggiatory.
Kiras: stąd taki wokal, takie, a nie inne klawisze. Połączenie starego rocka gotyckiego z nowym electro. Takie było założenie od początku.
Arachna: I to nam wszyło w stu procentach.
Adalbert: Pamiętam Arachna, że zaczynałaś od coverowania Lacrimosy, ale chyba poszło to w supełnie inną stronę?
Arachna: Tak, ale to były zupełne początki, na zasadzie prób i eksperymentów…
Kiras: Jak Arachna ma dół psychiczny to tak sobie lacrimosowo pogrywa..
Arachna: Tak, jak mam cięższe dni (śmiech)
Adalbert: A ja tam na nowym materiale słyszę jeszcze te dalekie echa starej Lacrimosy – w utworze „Eternity” przed refrenem pojawia się syntezator o barwie znanej z albumu „Inferno”. I automat perkusyjny, szczególnie w „Call my name” trochę się z „Saturą” kojarzy. To dalekie nawiązania, które wypadły pewnie przypadkowo, ale dla mnie takie smaczki to plus, bo dzisiaj wszystko brzmi już zupełnie inaczej. Jest bardziej niestety zuniformizowane, w Lilly of the Valley brzmienia gitar i elektroniki zdają się obejmować całokształt rozwoju mrocznej muzyki, przez co (moim zdaniem) nie brzmią plastikowo, mają duszę. Do tego dochodzi zupełnie unikalny styl, w jaki Kiras aranżuje swoje partie – nie słyszałem nic takiego, ale wiem, że gdybym chciał szukać czegoś podobnego poszukałbym w głębokich latach dziewięćdziesiątych, albo nawet wcześniej. Nie wiem, czy moja intuicja mnie nie zawodzi…
Kiras: Masz rację, można szukać nawet od końca lat siedemdziesiątych. Choć staramy się stworzyć coś własnego i niepowtarzalnego. Niestety gama ma tylko 12 dźwięków i trudno uniknąć jakichś podobieństw i powtórzeń .
Arachna: Bo to co robimy ma duszę, jest nasze. Ja daje coś od siebie, Kiras daje coś od siebie ale najważniejsze, że razem brzmi to jak jedna całość. Choć np. nasze prywatne upodobania muzyczne są dalekie od siebie ;) Ale o to właśnie chodzi, by połączyć te dwa światy w jedną, spójną całość.
Adalbert: Nowy album ma spory potencjał przebojowości. „Call my name”, „Eternity”, „Liar”, czy „Lose control” nie chcą opuścić głowy słuchacza, a w dodatku zmuszają do mimowolnej aktywności ruchowej. Jak się komponuje takie melodie?
Arachna: Nie ma na to recepty ;) Myślę, że wpływ na to ma wiele czynników: muzyka, której słuchamy, koncerty, na których bywamy, jakieś wydarzenia, które są dla nas ważne – wszystko.
Adalbert: Są też na płycie kompozycje, troszkę bardziej eksperymentalne. Mam na myśli „Divine”, a także (jak dla mnie najbardziej klimatyczny i niesamowity numer na płycie) „Dance among the shadows”. Pierwsza z nich intryguje ciężkim riffem i kontrastującymi z nimi „kościelnymi”, natchnionymi i śpiewami. Drugi z wymienionych utworów znajduje się na przeciwstawnym, piekielnym biegunie – długi, mroczny wstęp z melodeklamacja po niemiecku, świetna, upiorna partia Kiras i kulminacja w refrenie (te upiorne klawisze!). Długo się siedzi nad tego typu kompozycjami? Skąd pochodzą te wszystkie aranżacyjne pomysły?
Arachna: To zależy. Czasami pomysły przychodzą łatwo, czasami są wynikiem prób i błędów. Tak naprawdę sporo okazuje się dopiero w studio, kiedy już nagramy coś, kiedy odsłuchamy na spokojnie nagranie i nagle okazuje się, że coś nie gra, coś się nie zgadza, coś trzeba zmienić, coś dodać, coś wyrzucić. I to jest tak naprawdę sprawdzian dla tych utworów.
Adalbert: No i ostatnia kategoria… ballady. Muszę powiedzieć, że jesteś w nich specjalistką. „Gentle words”, czy „Stagnant Hours” na poprzedniej płycie, a na nowej świetne „Illuminate”, „Alice”, czy finał krążka. Chyba od początku lubiłaś takie formy?
Arachna: Lubiłam i lubię do dziś. Zawsze mam więcej pomysłów na ballady. Dlatego też na nowym albumie mamy cztery ballady, które powstały w różnych odstępach czasowych. Illuminate jest w ogóle jednym w pierwszym utworów jakie napisałam (czasy kiedy nie myślałam o robieniu muzyki na serio). Dzisiaj oczywiście w zmienionej wersji – Kiras dograł gitarę do tego kawałka, dorobił perkusję, a ja w końcu napisałam jakiś w miarę ładny tekst. Albo np. Alice, którą swego czasu napisałam dla Jacka Tomaszewskiego do jego produkcji filmowej. Prosił o utwór mroczny, smutny, niepokojący, psychodeliczny i w klimacie – myślę, że się postarałam ;)
Adalbert: „Recognise” widzę, że ostatecznie wszedł na płytę?
Arachna: Tak, szkoda byłoby, żeby ten utwór został tylko na singlu, troszkę go poprawiliśmy, żeby brzmiało to wszystko razem spójnie na płycie. Troszkę go unowocześniliśmy.
Adalbert: Czy mogłabyś powiedzieć coś bliżej o koncepcji lirycznej płyty? Jest chyba bardzo melancholijnie…
Arachna: Jest melancholijnie, jest refleksyjnie ale myślę, że tym razem opowiadam słuchaczom o tych samych rzeczach, co poprzednim razem, tylko w bardziej przystępny sposób. Tematyka, jak zawsze, dotyczy tego, co jest nam bliskie – miłość, rozczarowanie, rozpacz, tęsknota, samotność ale z drugiej strony jest także nadzieja, radość, wesołość. Po każdej zimie, nawet najcięższej, w końcu przychodzi wiosna, tak? Tylko trzeba na nią poczekać…. To właśnie chcę pokazać w moich tekstach. Poza tym pomysły na teksty często zbieram z historii, które dane jest mi poznać albo z własnych rozterek np. miłosnych ;).
Adalbert: A jaki jest w ogóle odbiór waszej muzyki?
Arachna: Z tego co słyszymy i czytamy (szczególnie za pośrednictwem internetu), to głosy są raczej pozytywne. Ludzie czekają już na coś nowego, pytają kiedy nowe utwory, kiedy nowa płyta. I widzimy także reakcje na koncertach. Jeżeli ludzie się bawią, śpiewają i tańczą, a po wszystkim podchodzą do nas i gratulują to coś znaczy.
Ewa: Zaskakujące, jak często przychodzą i mówią, że nie spodziewali się, że jest to muzyka przy której można się dobrze bawić.
Kiras: A czasami dopytują: a wy to z Kielc jesteście? Jakby pytali, czy z czarnej dziury wyszliśmy.
Adalbert: A będzie jakaś promocja płyty? Był już klip do „Recognise”, będzie coś jeszcze?
Arachna: Będzie nowy klip, który będzie promował album. Jeśli wszytko pójdzie jak założyliśmy to najpierw będzie klip, a później płyta, jeśli będą jakieś trudności to odwrotnie. To już jest poza nami, bo produkcja klipu już trwa.
Adalbert: W Polsce nie ma zbyt wielu okazji żeby promować taką muzykę, to są pojedyncze imprezy. Czy mimo to, jest w was determinacja, żeby robić to co robicie?
Arachna: Nie robimy tego dla pieniędzy, to jest nasza pasja, coś innego niż życie codzienne. Robimy to, bo lubimy. Jeśli kiedyś będą z tego pieniądze to w porządku – pasja plus zarobek. Nie jest to jednak priorytet. Inaczej musielibyśmy sporo rzeczy zmienić. Chodzi o to, żeby to prawdziwe i nasze.
Adalbert: Ja wyczuwam jednak w waszej muzyce pewną dozę przebojowości… I mam jeszcze jedno pytanie. Wszyscy dobrze gracie, ale nie chce mi się wierzyć Arachna, że jesteś samoukiem.
Arachna: Jestem samoukiem, ale od pierwszego koncertu w 2009 roku pracowałam nad tym wokalem, bo wiedziałam, że mam pewne niedostatki, że czasem mi brakuje powietrza, że czasami dźwięk nie jest pewny, więc skorzystałam z paru rad osób, które zajmują się ćwiczeniem wokali. Te parę rad wystarczyło, żebym mogła nad wszystkim zapanować. A poza tym po tych paru latach na scenie to ja się też czuje już pewniej, jeśli chodzi o wokal.
Adalbert: Dla mnie ma nasz najlepszy wokal na scenie gotyckiej w Polsce. Naprawdę przepiękna barwa.
Arachna: To jest właśnie ten plus, że nie uczyłam się śpiewu. Jak się człowiek uczy od małego śpiewać, to nabywa pewnej maniery. Ja zachowałam swoją naturalną barwę, swoją „manierę” a chodziło tylko o nabycie niezbędnej techniki, myślę, że osiągnęłam w tym względzie złoty środek.
Adalbert: Ostatnie pytanie – są jakieś dalsze plany koncertowe.
Arachna: Mamy nadzieję, ze od września będą się te plany klarować. Na pewno często gramy w Kielcach i okolicach, a co dalej – zobaczymy.