Czy Chuck Norris grałby koncerty za darmo?
Zaludniają oni strony w stylu nie… (fotografuję, gram, wpisz czego nie robisz) … za darmo i użalają się nad swym losem.
Być może Unia Europejska wprowadzi kiedyś dopłaty także do koncertów nieznanych lub zwyczajnie chujowych zespołów. Zanim to się stanie, zespoły które nie mogą same zapełnić sali, muszą się liczyć z graniem za free. Nie ma sensu zaklinanie rzeczywistości i marudzenie na kolejnej stronie dla looserów.
Żądanie zapłaty „bo jestem muzykiem” to mentalność rolnika domagającego się kasy z dopłat – uprawiam zboże więc trzeba mi za to płacić – logiczne, nie?
Jest taki słynny mail gdzie muzyk odpowiada restauratorowi że nie będzie grał za free u niego w restauracji (pełny tekst poniżej) i zaprasza go by ten gotował za darmo u niego w chacie na imprezach skoro jest taki cwany. Ten mail niestety pomija bardzo ważny czynnik – rynek mianowicie.
Rynek decyduje o tym, że o ile nieznany restaurator może mieć pełną salę klientów (bo blisko, tanio, smacznie – milion powodów), to nieznany muzyk już nie bardzo. W tym mailu muzyk stawia znak równości między kompletnie różnymi produktami. Można grać do kotleta, ale muzyka to nie to samo co kotlet.
Ten popularny i śmieszny tekst niestety wprowadza w błąd młodych muzyków, z których część rozumie go dosłownie.
Podejście „nie gram za free” sugeruje, że pozostali gracze żerują na muzyku. Że właściciel klubu czy organizator zgarnia kasę a zespół gra „za piwo”. Podejście to sugeruje, że zespół ma o wiele większą wartość, niż wycena wolnego rynku, ale wskutek oszustwa pieniądze inkasuje kto inny. Kombinując w ten sposób łatwiej zachować twarz i dalej bawić się w gwiazdę.
Wystarczy krzyczeć „oszuści” i „nie gram za piwo” – dzięki temu nie musimy już przyznawać, że często klub czy organizator imprezy robi nam przysługę pozwalając grać dla swojej publiczności. Dla ludzi, którzy przyszliby czy ty akurat grasz czy nie.
Nie rób idiotów z tych, którzy chcą się pokazać i zagrają za darmo. Oni przynajmniej coś robią, żeby było im lepiej. Pokazują się. Zdobywają fanów, kontakty, doświadczenie. Ty siedzisz i nic nie robisz. Bo jesteś gwiazdą i nie grasz za free.
Istnieją sceny które są zbyt małe, by zapewnić zarobek muzykom. Czasem umożliwiają one „zawodowstwo” dosłownie kilku zespołom. Nasza scena chyba taka właśnie jest. Ile zespołów żyje z tej muzyki w Polsce?
Małe sceny jak nasza dają jednak wybór. Możesz być szczęśliwym i lubianym amatorem, który niemal zna wszystkich swoich fanów z imienia. Możesz być dla tych ludzi kimś ważnym, coś im przekazać, coś dać. Czy nie o to chodzi w byciu artystą? Gdybyś był drugim 50 centem to wprawdzie słuchałyby cię miliony, ale musiałbyś śpiewać głupoty o gettcie i zaliczaniu lasek, a nie o tym co masz naprawdę do przekazania.
Możesz też oczywiście być sfrustrowanym bezrobotnym pseudozawodowcem, przekonanym o własnej zajebistości i o niesprawiedliwości świata, który nie chce docenić twojego geniuszu. Możesz siedzieć w kąciku i pisać swoją legendę o kolesiu co jest tak zajebisty, że nigdy nie zagrał za free. Możesz robić złą opinię klubom i organizatorom trolując na fejsie. Sam jednak nie posuniesz się tak do przodu, niczego nie wygrasz, nie zrobisz kariery.
Granie za free to żaden wstyd. W dzisiejszych czasach muzycy nawet z najwyższej półki np. rezygnują z tradycyjnej sprzedaży nagrań, pozwalając słuchaczom ustalać ceny lub po prostu ściągnąć muzę za darmo. Termin to znany od wieków sposób zdobycia zawodu. Mieszasz mistrzowi farbę, on maluje. Odwalasz czarną robotę. Tak wygląda normalna, uczciwa droga. Przeskoczenie tej drogi to łut szczęścia i przypadek a nie reguła. Uwierz mi, tylko Chuck Norris nigdy nie zagrał koncertu za free.